Niedziela to zazwyczaj dzień relaksu. Dziś po ciężkim tygodniu treningów postanowiłem wybrać się z dziewczyną na basen. Jako, że mam karnet w Platinium, to pojechaliśmy do Bronowic na Salwator.
Było świetnie! Pływanie, relaks w jacuzzi i paru saunach - żyć nie umierać!
Spędziliśmy w sumie 3h na pełnym chilloucie :).
Gdy uznaliśmy, że już czas wracać niestety stało się...
W całej szatni było bardzo mokro i ślisko. Nikt tego nie wycierał, a ktoś powinien być za to odpowiedzialny! Zaraz gdy otworzyłem drzwi było tak ślisko, że w klapkach poślizgnąłem się i upadłem bardzo mocno... W pierwszej chwili zacząłem się z siebie śmiać, ale gdy wstałem i zobaczyłem miny innych osób zrozumiałem, że sprawa jest poważna. Gdy spojrzałem w lustro ujrzałem wszędzie krew. Cały prawy bark i ramie obficie krwawiły. Okazało się, że mam otwarte rany barku i ramienia. Chłopaki zawołali ratownika. Ten wziął mnie do gabinetu medycznego. Podczas odkażania ran zrobiło mi się słabo, zaczęło kręcić mi się w głowie, nagle zacząłem wymiotować. Sytuacja była naprawdę poważna. Ratownik wezwał więc karetkę. Gdy przyjechała poczułem się lepiej, nawet na tyle, że mogłem sam się ubrać i normalnie iść. Ratownicy którzy przyjechali po zbadaniu powiedzieli, że skoro mogę już chodzić i nie wymiotuję, to tak naprawdę nic mi nie jest i nie mają podstaw by mnie zabrać. Zdenerwowałem się, bo rany obwicie krwawiły, a te bądź co bądź wykwalifikowane osoby mnie zbyły. Poza tym to wymiotowanie? Przecież przy upadku jest to jedna z pierwszych oznak wstrząsu mózgu. Jedyne co zrobili, to odkazili i zalepili ranę oraz kazali udać się na najbliższy SOR -.-. Tak też zrobiłem. Po zarejestrowaniu się jak to na SORze bywa, długa, długa i jeszcze raz długa poczekalnia, ale... w końcu się doczekałem na swoją kolej! Pierwsze zdanie lekarza po ściągnięciu koszulki - ,,Coś Ty z wojny wrócił?''. Okazało się, że otwarte rany są bardzo poważne! Tym bardziej nie rozumiem reakcji ludzi z karetki, którzy mnie zbyli..., ale już mniejsza o to! Potem lekarz powiedział dokładnie tak ,,Masz szczęście, że z Ciebie taki byczek jest, bo gdybyś był chudszy, to na bank miałbyś złamany bark, a rana dostała by się aż do kości'' , co prawda rozśmieszył mnie tekst z byczkiem, bo uważam, że jeszcze mi sporo brakuje, ale mimo wszystko poczułem, że czuje respekt hahahaha. Podczas odkażania i szycia ran bolało jak skurwysyn, ale w życiu trzeba być twardym :). Dostałem ponad 5 grubych szwów. Lekarze zastanawiali się jeszcze nad tomografią głowy przez moje wymioty, ale w sumie nie straciłem przytomności, wszystko pamiętam, więc póki co odpuścili. Najbardziej z tego pechowego zdarzenia okazała się jednak dla mnie diagnoza... Za 10 dni zdjęcie szwów, a trenować mogę dopiero po miesiącu. Te słowa zabolały jak nóż wbity w serce. Jak to? Miesiąc? Serio?! KURWA! Tak brzmiała moja reakcja. Niestety nie można szybciej gdyż rana jest tak duża, że potrzeba czasu aby się zagoiła. Jest mi z tego powodu bardzo przykro gdyż jestem już w niezłym sztosie. Siła poszła bardzo w górę i znów muszę zrobić przymusową przerwę ehm... Miałem w tym tygodniu także wrócić na stałe do sportów walki i taka klapa :/ . Ale cóż... Od dziecka pech mnie prześladuje, ale mimo to trzeba myśleć optymistycznie :). Jak to powiedziała moja dziewczyna ,,Wcześniej nie mogłeś trenować prawie rok i wytrzymałeś, to teraz miesiąc też wytrzymasz'' W sumie racja :) Póki co nie przygotowuje się do żadnych zawodów ani nic, więc siłę nadrobię po powrocie, a do sportów walki wrócę w kwietniu.
To by było na tyle mojej historii. Jestem zły, ale już nic nie poradzę.
Muszę po raz kolejny zrobić dwa kroki w tył by powrócić niczym feniks z popiołu na pełnej do treningów! :)
Na koniec dodam kilka zdjęć. Zdjęcia nie odzwierciedlają tego jak to tragicznie wygląda w rzeczywistości. Najgorszej i największej rany szytej nie da się zobaczyć, gdyż jest ona zalepiona, ale gdy będę zmieniał opatrunek to zrobię zdjęcie i tutaj wstawię. Żałuje, że nie mam zdjęcia zaraz po upadku, wtedy był totalny kosmos...